Przejdź do głównej zawartości

Bracia: Morze skute lodem (Mleko i słój miodu)

Bracia: Morze skute lodem


-Rozdział 1: Mleko i słój miodu- Obecnie czytany
-Rozdział 2: Próba pnia- Już wkrótce!
-Rozdział 3: Szpony- Już wkrótce!
-Rozdział 4: Próba ostrza- Już wkrótce!
.
.
.
Już niedługo więcej rozdziałów


Ta seria nie posiada okładki. Jeśli masz pomysł i talent to chętnie przyjmę pomoc, albo sam coś zrobię... kiedyś;)


Obaj bracia w doskonałych humorach wyszli z lasu luźnym krokiem, zeszli na ścieżkę prowadzącą do ich miasteczka, było to dość przytulne miejsce, od morza dzieliło je koło stu metrów z czego połowa była niestety grubo kamienistą plażą, dlatego okoliczny port był aż dziesięć kilometrów od Valis. Miasteczko na pierwszy rzut oka wydawało się zapuszczone i chaotyczne. Na centralnym placu zamiast Złotej Hali, siedziby okolicznego zarządcy oraz biurokraci jak w większości miast Cyrydi, stał posąg posąg “Narada Trzynastu”.
Przedstawiał trzynastu Patronów, stwórców całego świata siedzących przy trójkątnym stole. Przy każdym z czubków Świętego Blatu siedzieli Pierwsi, byli pierwszymi Patronami, którzy wyłonili się z Nieskończonego Mroku, każdy z nich reprezentował jeden żywioł. Halla, kobieta o błękitnych, długich włosach, równie niebieskich oczach, nosi na sobie długą suknię o burgund-owym kolorze, symbolizującym jej śmierć. jej łzy wywołują zbawienny dla wielu deszcz, a każdy krzyk odbija się piorunem po całym świecie. Wyłoniła się jako Pierwsza, powołała do istnienia swymi narodzinami morza i sklepienie niebieskie, które stało się domem Patronów. Drugim Patronem Erdreich, nie przypomina człowieka, jest wielkim, rzeźbionym głazem, który uderzył w Hallę powołując lądy, z początku był to sam piach i gruz, lecz to zmienił Cheveyo. Był to młody mężczyzna, wyszedł z ciemności niosąc światło i życie, nie nosił ubrań, cieszył się każdym żyjącym stworzeniem, był kochający dla swoich dzieci, nigdy nie pozwalał im umierać, każda istota była pokojowa, tak jak on. Do czasu aż Mężczyzna nie zakochał się w Halli. Ona z początku też go kochała, lecz od zawsze skrywała w sobie zło, dobrze i głęboko ukryte. Któregoś dnia to zło dało sobie upust i kiedy jej kochanek był zajęty szerzeniem dobra ona zakradła się do niego z soplem lodu z krańców północy. Cheveyo jednak uniknął ciosu dzięki Instynktowi, nowemu, dobremu bóstwo, które oboje powołali do życia wraz z Nienawiścią, bogiem-złem. Halla ponownie spróbowała go dźgnąć, lecz tym razem mężczyzna wykręcił jej rękę, a ostrze przebiło jej brzuch. Spadł pierwszy deszcz, kobieta statkiem sił zdołała ugodzić kochanka piorunem, który przeszył jego ciało. Tak powstała Śmierć oraz jej wysłannicy demony, opętały one niektóre istoty, drapieżniki tego świata. W następstwie tych wydarzeń rodzili się nowi Patroni.
Wokoło posągu zebrał się mały tłumek wiernych, składających ofiary swoim patronom. Od rynku odchodziło kilka krętych ulic błądzących w zaułkach. Przy centrum znajdował się dość duży targ skupiony wokół Złotej Hali, szczerze mówiąc w większości była to kamienna budowla, gdzieniegdzie ozdobiona poniszczonymi, złoconymi figurami, niektóre po wielu dziesiątkach lat wietrznej chłosty oraz wodnych tortur przestały być rozróżnialne. Większość domów w Valis było zbudowanych z grubych, świerkowych drzew, które niegdyś porastały miejsce miasteczka aż po samą plażę. Jak w każdym szanującym się miasteczku, czy nawet wsi w Valis była gospoda, znajdowała się pod lasem, jej wejście znajdowało się na ścieżce, którą aktualnie szli bracia w oddali lśniły szczyty gór Trzech Wędrowców.
-Ari na co wydamy pieniądze za to chuchro?- Zagadnął Harald szturchając “lekko” w żebra. Mniejszy z braci wyszczerzył zęby w żartobliwym grymasie złości i podrapał się po potylicy w zastanowieniu.
-Pff... Mama mówiła ostatnio coś o tym że kończy się miód,- to mówiąc przystanął podziwiając panoramę ich ukochanego miasta na tle zamarzniętego na kość morza oraz blasku słońca, które waśnie ominęło zenit chyląc się ku nie przeniknionej toni lodu. Oboje, nieświadomie wyszukali w labiryncie uliczek ich przytulny dom.-a prawdę mówiąc po tym jak wytargałem cię w śniegu to popiłbym...- nie dokończył bo akurat spojrzał na Hariego, który próbował go najwyraźniej zabić wzrokiem. Chłopak jedynie się do niego uśmiechnął po czym podjął dalej- no dobra, ty mnie też troszeczkę pomoczyłeś.- prawda była jednak taka że oboje byli równie mokrzy i zmarznięci, na szczęście już wystarczająco się zahartowali podczas dziecięcych zabaw, takich jak te której doświadczyli kilkadziesiąt minut temu- Wracając, po naszej małej wojnie chętnie popiłbym “Słodkiego ciepła” naszej Mamy.- Na samą myśl wspaniałego napoju przygotowywanego z mleka, dużej ilości miodu oraz kilku innych, tajemniczych przypraw, których Kadlin dodawała do jej autorskiego specjału chłopakom aż pociekła ślinka pociekła.
-Dobra, ja zajmę się opchnięciem tego kudłacza, a ty zajmij znalezieniem jakiegoś dobrego miodu.- powiedział Harald do brata. Pomimo że w tym rodzeństwie był tym silniejszym i trochę mniej kumatym to kiedy stawał za ladą potrafił w mgnieniu oka sprzedać nawet największy bubel z dwukrotnym przebiciem... nawet kiedy sam nie wiedział co sprzedaje, zawsze maskował to swoim wygadaniem. Tak właściwie oboje od dziecka byli wygadani, lecz tylko on umiał to jakoś sensownie wykorzystać.
-Jak chcesz, ale przy okazji postaraj się nie porozwalać całego Królika jak będziesz go patroszył.- Napomniał go Arald, nadal miał w pamięci jeden dzień kiedy łup był podobny do tego teraz. Tamtego dnia chłopak podczas oprawiania zwierzaka przypadkowo przeciął pęcherz żółciowy. Całe mięso poszło na śmietnik.- Jak chcesz mogę ja to zrobić, będzie szybciej, ty w tym czasie zdążysz rozłożyć stoisko i...
Nagle drzwi od gospody otworzyły się z hukiem. Ze środka wypadło dwóch wstawionych mężczyzn, stoczyli się po schodach, jeden z nich padł w błoto wymieszane z gnojem tworzące lepką maź będącą małym gościńcem speluny. Drugi natomiast miał trochę mniej szczęścia i walnął szczęką w schody tracąc przy tym kilka zębów z charakterystycznym chrupnięciem, bliźniacy nagrodzili utratę przeciągłym jęknięciem, tuż za byłymi klientami zajazdu stanęła co dziwniejsze młoda dziewczyna, była dość wysoką blondynką z włosami spiętymi w mocny kok, miała kremową cerę i ciemnozielone oczy. Biła od niej pewność siebie, w końcu była jedną z najpiękniejszych i najbardziej pociągających kobiet w Valis, żaden ze zdrowo myślących nie stawiał by z nią w szranki. Jak wydać po kondycji tych dwóch najpewniej do nich nie należeli.
-I BEZ PIENIĘDZY W ZĘBACH TU NIE WRACAJCIE BO POZABIJAM!- Krzyknęła na mężczyzn mierząc ich morderczym wzrokiem. Ten, który wylądował w błocie właśnie podnosił się na kolana podtrzymując się drżącymi z przepicia rękoma. Dziewczyna ruszyła ku niemu i zadała mu mocny kopniak w zadek, przez co znowu padł twarzą w lepką, ziemistą maź. Bracia na ten widok próbowali wstrzymać parsknięcie śmiechu, jednak coś dotarło do Astrid. Dziewczyna odwróciła się do nich morderczym wzrokiem, który lekko złagodniał kiedy ich poznała. Jak to w małych miasteczkach, wszyscy wszystkich znali, lubiła ich, chodź przez ich momentalną porywczość i ciągłe kłótnie działali jej czasami na nerwy.- A wam co tak do śmiechu?- krzyknęła- Jak chcecie to możecie być następni?!- Harald od razu spoważniał, Arald natomiast nadal miał lekki uśmieszek na ustach. Pomimo iż dziewczyna brzmiała bardzo poważnie to on wiedział że nawet gdyby jej się narazili to nic by im nie zrobiła, nie dlatego że byli we dwójkę, bo już nie raz, na przykład teraz, pokazała że dałaby sobie z nimi radę, ale dlatego że on jako jedyny znał jej mały sekret, który Arald przypadkowo podsłuchał przechodząc kiedyś obok tawerny. Mianowicie, waleczna Astrid w tym roku, pod męskim przebraniem chce wziąć udział w Treningu Watach, legendarnych jednostkach wojskowo-transportowych działających na zamarzniętych morzach otaczających Cyrydię wraz z sąsiadującym Litarem oraz resztą lądu. Z racji że jest to zawód niezwykle ryzykowny, grążący napaścią piratów, czy śmierć przez wyziębienie nie brano kobiet pod uwagę przy selekcjonowaniu kandydatów.
-Spokojnie As, nie chcemy ci przeszkadzać w zabawie z kolegami- zawołał Ari- poza tym to naprawdę zabawne kiedy dwóch dorosłych facetów...
-Dostaje lanie od kobiety- dokończyła za niego- naprawdę nie musisz tego mówić.- Bracia podeszli, już obaj uśmiechnięci od ucha do ucha. Wtem ten z mężczyzn, który od tamtego dnia dostał przydomek Hulg Szczerbaty, zdołał się pozbierać, wściekły ruszył na Astrid.
-Ty mała su...!- wykrzyknął biorąc chwiejny zamach, odsłaniając przy tym większą część swojego ciała. Dziewczyna poddając się Instynktowi uchyliła się przed pierwszym ciosem i wpakowała napastnikowi kolano w podbrzusze, mężczyzna aż zwymiotował od siły uderzenia, po czym cały świat przysłoniła mu ciemność, As wymierzyła potężny cios w jego szyję, kończąc tym samym walkę. Jak gdyby nigdy nic dziewczyna odwróciła się do nich z triumfalnym uśmiechem, jedynie poprawiła kosmyki włosów, które przypadkowo wpadły jej na czoło. Na jej piersi wisiał wisiorek z brązu przedstawiający palące się ognisko, symbol jej Patronki, Anahit samo posiadanie jej błogosławieństwa umieszczało ją w wyższej klasie wojowników. Co warto odnotować Patron zawsze zostaje wybrany w dniu narodzin, o północy, kiedy księżyc jest w najwyższym punkcie na nieboskłonie, odprawia się wówczas modły podczas których rozpala się płomień Warhalla, co znaczy “płomień Wybrańca”, który ustawiony w świętej misie z wodą unosił się na jej powierzchni, na brzegach pojemnika znajdowało się trzynaście świec, po jednej na każdego Patrona, tą która podpaliła się jako pierwsza stawała się patronem noworodka.
Na ten widok chłopakom aż opadły szczęki, wpatrywali się w niego niczym zaklęci. Dziewczyna patrzyła na nich z początku zdziwionym wzrokiem, jednak kiedy podążyła ich wzrokiem zalała się wstydliwą czerwienią i schowała naszyjnik pośpiesznie pod lniane giezło ściągnięte rzemieniem w pasie. Bliźniacy po części rozumieli jej zawstydzenia, w końcu okazanie patrona oznaczało głębokie przywiązanie do jakiejś osoby, ale przecież to błogosławieństwo śniło się wielu po nocach, także im. Zdaniem braci powinna być z niego dumna. Nawet chcieli coś powiedzieć, lecz Astrid odezwała się wściekłym, ale zawstydzonym tonem.
-Co się tak gapicie idioci?! Bylibyście tak mili i posprzątali tu, a ja wracam do pracy!- Rzuciła i odeszła zamykając z ogłuszającym hukiem drzwi. Bracia nadal stali jak wryci, spojrzeli po sobie nadal nie dowierzając temu co właśnie ujrzeli.
-Wow....- powiedział Harald, ty było jedyne co zdołał wydusić. Przypomnieli sobie o pobitych mężczyznach dopiero wtedy, kiedy Hulg jęcząc wybudził się po ciosie zadanym przez dziewczynę.- Ou... wybacz koleś, ale sam się o to prosiłeś.- powiedział, z odrobiną współczucia w głosie. Nadal miał w pamięci moment kiedy dostał od niej w twarz, kiedy próbował ją poderwać pewnego wieczoru, aż do rana miał czerwoną plamę na policzku. Oboje przyglądali się pobitym mężczyzną, przedstawiali sobą dość nędzny obraz. Jeden z nich, ten co wylądował w błocie właśnie starał się pozbierać, z grymasem bólu klęknął na jedno kolano trzymając się krocza, które na jego nieszczęście mocno dzisiaj oberwało, po chwili jednak zaczął się chwiać ponownie padając w błoto. Bliźniacy spojrzeli po sobie nie wiedząc co zrobić, z jednej strony śpieszno im było do domu, a po drodze jeszcze musieli sprzedać królika, z drugiej jednak nic nie stracą usuwając tych dwóch.- Dobraa... Ari to co zrobimy z tymi dwoma?- Zapytał nadal trochę zdezorientowany tą całą sytuacją.
-Nie mam pojęcia, może na początek zabierzemy ich spod drzwi?- Odpowiedział samemu nie będąc pewnym.- Jak złapiemy ich za nogi to może uda nam się przeciągnąć ich pod tamte drzewa, jak wytrzeźwieją to sobie poradzą.- dodał- Nie wiem jak ty, ale moim zdaniem nic więcej nie musimy robić.- Zaproponował rzeczowym tonem. Jego brat niechętnie się z nim zgodził, nie miał najmniejszej ochoty zajmować się dwoma śmierdzącymi pijakami i do tego, z tego co zrozumiał, zaciągnęli dług pijąc na krechę. Jego wzrok przeskakiwał to na mężczyzn, to na brata, to na drzwi, za którymi zniknęła Astrid. W końcu postanowił zadziałać, chwycił stopy tego leżącego przed nimi pod pachy i pociągnął go w stronę drzew. Nie trzeba przy tym zaznaczać że nie zrobił tego zbyt delikatnie, podobnie postąpił jego brat. Usadzili ich takk żeby opierali się o drzewo oraz siebie nawzajem, a na do widzenia rzucili w nich śniegiem, na co obaj ożywili się mrucząc niewyraźnie jakieś przekleństwa.
Bracia ruszyli dalej rozmawiając zawzięcie o tym co zobaczyli. Zawsze wiedzieli że ta dziewczyna była nie w kij dmuchał, ale jak to w zwyczaju bywa nie znali jej Patrona, zazwyczaj było tak że znał go najwyższy kapłan oraz rodzice, później wszystko leżało w rękach dziewczyny, większość osób mówiła to swoim partnerom, dzieciom czy bardzo bliskim przyjaciołom. Oni sami podzieli się swoimi sobie nawzajem. Patronem Aralda był Cheveyo, chłopak pokazywał to swoim zachowaniem dość często, bardzo lubił zwierzęta, nie tylko jako posiłek, jego wisiorek przedstawiał wielki dąb o rozłożystych gałęziach i drobną figurą mężczyzny siedzącego pod drzewem, kiedyś jako dziecko złapał małego wróbla, których w okolicy bywają całe chmary, z początku trzymał go w klatce, jednak po kilku dniach postanowił go tresować i nawet mu to wychodziło, nauczył go na przykład czekać na pozwolenie kiedy sypał mu jeść, niestety jednego dnia nie domknął klatki i ptaszek wyfrunął. Patronem Haralda natomiast był Fixatoles, pół człowiek-pół niedźwiedź, symbolizował siłę oraz odwagę. Jego medalion przedstawiał obustronny topór wbity w tarczę.
Po kilkudziesięciu metrach dotarli do pierwszych zabudowań po czym wybrali się na targ gdzie, na przekór wcześniejszym planom, razem rozłożyli stragan przydzielony ich rodzinie, znajdował się w bardzo dogodnym miejscu, był dość blisko studni, specjalnego pojemnika na odpadki, który był nowością na skalę światową, w większości miast świata wszystko wyrzucano na ulice tworząc dość nieprzyjemną woń rozkładających się śmieci i pomyj. Jednak oczywiście było wiele lepszych miejsc, znacznie bliżej studni bądź głównej bramy prowadzącej na suk. Pomimo tego nie mieli na co narzekać, kiedy skończyli Arald zabrał się za patroszenie zwierzyny. Po dość krótkim czasie wszystko było gotowe. Harald podał bratu wiaderko z wodą, którą opłukał ręce oraz tuszę z krwi, po czym powiesili ją na haku.
-Psst. Arald to w końcu jest Zając czy Królik bo już nie wiem.- Szepnął do brata Hari pisząc na kawałku kory dość wygórowaną cenę 50 koj, ale na całym targu jako jedyni mieli taki frykas.
-Królik, naucz się wreszcie, od trzech lat łapiemy te zwierzaki a ty nadal ich nie odróżniasz. Króliki mają...- przerwał kiedy zbliżył się pierwsza klientka, była dość niska, lekko zgarbiona, na głowie miała grubą, wełnianą czapkę z pomponem oraz ciężkie futro, którym czasem szurała po ziemi, obłoczki dymu buchały z jej ust kiedy przeliczała wiadome tylko sobie rachunki. Harald przyglądał się jej uważnie. Znał ją dobrze, zawsze przychodziła pierwsza, targowała się jak zawzięta, zbijała ceny przynajmniej do jednej czwartej po czym koniec końców nic nie kupowała.- Dobra, ty tu się baw a ja poszukam miodu.
-_-
Huk drzwi gospody po raz kolejny uciszył gości. W pomieszczeniu było dość duszno, pomimo kilku okien, od których odwracali się ostatni gapie. Cała twarz Astrid płonęła ognistym rumieńcem, którego nijak nie potrafiła ukryć przed wzrokiem klientów i jej ojca siedzącego akurat za ladą. Był rosłym mężczyzną, mierzącym koło dwóch metrów, prawie drugie tyle miał w barkach, jego twarz zdobiła długa, gęsta, kasztanowa broda, przepleciona gdzieniegdzie pierwszymi oznakami siwienia, całego animuszu dodawała mu ogromna blizna prowadząca od kącika ust, przez oko, aż po skroń. Na głowie, przez lata, dostał zakoli, które dość kontrastowały z bujnym zarostem. Córka bez słowa przeszła na zaplecze, nie szczycąc go nawet spojrzeniem, ziała od niej aura zawstydzenia, gniewu oraz bezsilności dając mu wyraźny znak że nie ma zamiaru z nim rozmawiać.
Kiedy kilka minut wcześniej ci dwaj zaczęli się awanturować o to że mają cokolwiek płacić to sam miał już “grzecznie”, z pomocą swojej pałki, wyprosić ich z lokalu, kiedy nagle jego As wyskoczyła z drewnianą tacą, na której jeszcze niedawno znajdowały się zamówienia kilku gości zdzieliła jednego z nich w potylicę, po czym wyniosła za fraki przez drzwi. Nawet tutaj dało się słychać chrzęst łamanych bądź wybijanych zębów oraz tych dwóch chłystków, którzy w jego mniemaniu starali się o względy jego ukochanej córeczki.
-_-
Dziewczyna padła na krzesło przy oknie, na zapleczu było ciemno i wilgotno co stanowiło przyjemną odmianę dla duszącego wręcz baru. spojrzała na dwór i zobaczyła jak Harald szybkim krokiem ciągnie za sobą dłużnika, a zaraz za nim idącego trochę wolniej Aralda. Prychnęła na ich widok po czym sięgnęła po misę z wodą, obmyła nią sobie twarz od brudnego potu po czym wytarła wszystko w lniany ręcznik. Poprawiła włosy po czym ponownie spojrzała za okno, lekko uśmiechnęła się widząc że ci dwaj dopełnili jej dzieła śniegiem. Naprawdę lubiła tych gości, nawet pomimo to że jak większość próbowali ją poderwać, oni jednak mieli w sobie coś co przyciągało ją, może ich beztroska, wieczne uśmiechy, albo to dlatego że znali jej sekret... no teraz to dwa. Jej głowę zaprzątało wiele szalonych myśli. A co jak rozpowiedzą wszystkim jej Patrona, a co jeśli będą nią tym szantażowali? To wszystko było możliwe, jednak w głębi duszy wiedziała że oni nie należą do takich osób. Najbardziej bała się że dowie się tego jej ojciec. Nie tylko dlatego że ona będzie miała z nim bardzo nie przyjemną rozmowę, ale większe nieprzyjemności by mieli dwaj bracia, którym najpewniej połamał by obie nogi i zerwał naszyjniki, przez co stracili by swoje błogosławieństwa, stając się wyrzutkami na wieczność.
Cyrydia co prawda była państwem świeckim, to ich władca jednak lubił cichaczem rzucić trochę monet na posągi, lub kaplice, jednak zawsze wydawał wszystko z własnych pieniędzy, żeby wyznawcy innych religii nie mieli obiekcji co do jego uczciwości.
Dziewczyna ponownie zerknęła przez okno, mężczyźni właśnie zaczęli podnosić się na chwiejnych nogach po czym bardzo niepewnym i krzywym krokiem ruszyli w stronę miasta. Kiedy zniknęli zataczając się za najbliższe zabudowania, As straciła zainteresowanie, więc rozejrzała się po dobrze znajomym pomieszczeniu. Był to bardzo ubogo przystrojony pokoik, w którym ona, jej ojciec oraz nieliczna obsługa spędzali czas kiedy w barze nie było ludzi. Większość pomieszczenia zajmował stolik oraz krzesła, było tu także zejście do spiżarni. Jako córka właściciela wiedziała też o skrytce pod podłogą, w której znajdowały się zapasy gotówki, zamknięte dodatkowo w specjalnej skrzyni bez zamka, Ojciec kupił ją kiedy wracał z jednej z wypraw. To były miłe czasy... ale minęły.
-_-
Dwaj bracia zanosząc się śmiechem wyszli z targowiska trzymając w dłoniach duży słój miody oraz beczułkę mleka, którą oczywiście reprezentacyjnie, na jednym ramieniu nosił Harald.
-Hari mówię ci, któregoś dnia spadnie ci ta beczka, rozwali się i będzie problem. Sam wiesz ile mi zajęło znalezienie znośnej jakości mleka o tej porze roku, poza tym kosztuje krocie!- skarcił go żartobliwym tonem po czym poprawił uchwyt na słoiku. Byli już bardzo blisko domu, brukowane ulice, istny luksus jak na miasteczko tych rozmiarów, wypełniał sapach palonego drewna oraz pieczonego mięsa. Gospoda “Pod Ptasim Piórem była bardzo popularna, bo jedyna co prawda, i wielu mieszkańców chodziło do niej, szczególnie w porę obiadu, lecz część rodzin wolała samemu przyrządzać posiłki. Kiedy wonne zapach dotarły do ich nozdrzy zaburczało im w brzuchach, dopiero teraz uświadomili sobie jak bardzo są głodni i przemarznięci. Wizja ciepłego wnętrza, suchych ubrań oraz specjału Kadlin dodała im nowych sił. Kiedy praktycznie dobiegli do drzwi otworzyli je spokojnie, aby nie wkurzyć rodziców tym że wpadają jak bandyci, po czym weszli mówiąc równocześnie.
-Hejka, mamy zakupy, może...- urwali widząc rodziców siedzących przy stole z poważnymi minami, ich ciężkie spojrzenia przeszywały bliźniaków na wskroś, na blacie leżał jakiś list bądź pismo, jednak nie to było najgorsze, na przeciwległym krańcu stołu siedział, z ciężkimi buciorami na stole nikt inny jak stary leśnik bez jednego oka, Slagor. Bliźniakom serca podskoczyły do gardeł, czyżby mieli w końcu zapłać za swoje postępki?
-Witajcie chłopcy, miło widzieć że wspomagacie swoją rodzinkę, - Jego zimny ton trzaskał w nich niczym potężne bicze.- ale nie przyszedłem was podziwiać, mam wam jedynie powiedzieć że przyszedł wasz czas.

Komentarze

  1. Gdy powstanie już ksiażka ��, redakcja tekstu nie będzie potrzebna-dobra korekta i możesz drukować dzieło. Brawo, jestem pełna podziwu - aż serce się raduje, że mam tak zdolnego ucznia! K. L.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz