Przejdź do głównej zawartości

Bracia: Morze skute lodem (Prolog)

Bracia: Morze skute lodem


-Prolog- Obecnie czytany
-Rozdział 1: Mleko i słój miodu- Już wkrótce!
-Rozdział 2: Próba pnia- Już wkrótce!
-Rozdział 3: Szpony- Już wkrótce!
.
.
.
Już niedługo więcej rozdziałów


Ta seria nie posiada okładki. Jeśli masz pomysł i talent to chętnie przyjmę pomoc, albo sam coś zrobię... kiedyś;)


Cały las wyglądał jak jakaś tajemnicza kraina z baśni. Śnieg pięknie przyprószył gałązki ciemno zielonych, starych świerków spomiędzy, których przebijały się promienie zimowego słońca, wszystko jakby zamarło za dotknięciem magicznej różdżki, jedynie kilka sikorek tuptało po puszystym kocu, który okrył całą Cyrydię, od kamienistych brzegów Hamoa aż po wąskie przejście graniczne z Arlidami. Wszystko wydawało się nie do zachwiania, spokój, cisza... Nagle zza krzewów wyskoczyli dwaj mężczyźni w szarawych, lnianych spodniach oraz owczych płaszczach chroniących ich przed wyziębieniem. Uciekali w szaleńczym tempie od leśnikiem.
-NIECH WAS GORGOL! JAK WAS DORWĘ TO NOGI POWYRYWAM!- Wygrażał im się mężczyzna wzywając imię jednego ze sługusów śmierci. Arald jedynie zaśmiał się wraz z bratem bliźniakiem Haraldem, pomimo bycia rodzeństwem różnili się od siebie i to nie tylko wyglądem. Świeży śnieg chrupał pod ich stopami kiedy wbiegli na słoneczną polankę dysząc. Leśnik odpuścił pogoń za nimi już dawno, jednak nie zatrzymywali się jeszcze przez kilka set metrów, bo już nie raz zdarzyło się że kiedy już myśleli że są wolni to ten stary pryk pojawiał się zza jakichś krzaków z kijem w ręce. W końcu postanowili zrobić sobie przerwę. Zatrzymali się łapczywie łapiąc głębokie hausty lodowatego powietrza, Hari zrzucił z pleców płócienny worek, z którego wystawała drobna łapka śnieżnobiałego królika, którego bliźniacy nielegalnie upolowali. Zazwyczaj udawało im się wyłowić jeszcze więcej zwierzyny, ale tym razem Slagor, stary leśnik bez jednego oka, które podobno wybił sobie na odstającej gałęzi kiedy wypił zbyt dużo swojego legendarnego wręcz piwa zasadził się na nich w opuszczonej norze, a kiedy przyszli wypadł na nich z pałą.
-Czegoś się tak guzdrał z tym małym zajączkiem?- Powiedział Arald sięgając po płótno, chwycił truchło zwierzaka za kark i zaczął oceniać ile za niego mogą dostać. Zazwyczaj sprzedawali łupy za dość rozsądne ceny. Harald spojrzał na niego spode łba na brata, poprawił czapkę zakrywającą jego długie do ramion blond włosy, które zawsze czasami zawiązywał w krótkie warkocze i powiedział oskarżycielskim tonem.
-Po pierwsze geniuszu to królik, po drugie jest dość spory jak na tą porę roku, a po trzecie gdybyś nie był takim idiotą to nie pozostawiałbyś śladów w śniegu i teraz wsadzalibyśmy do tego worka- mówiąc to odebrał bratu worek machając mu nim przed nosem- już co najmniej piątego, tłuściutkiego króliczka!- Ari aż się zagotował ze złości, także poprawił swoją czapkę, która skrywała króciutko obcięte włosy, które zaczesywał na bok. Pomimo że był od brata silniejszy to miał jedną dość poważną wadę, bardzo szybko się denerwował i wpadał w szał, tak jak teraz robił się cały czerwony, ściskał nerwowo pięści, a na jego twarzy gościł groźny grymas. Harald natomiast było jego przeciwieństwem. Był bardzo ugodowy, starał się trzymać na dystans, był niesamowicie cichy oraz zręczny, potrafił zastawiać najróżniejsze sidła, pułapki, był bardzo dobry w retoryce, jednak nie wykorzystywał tego w żaden konstruktywny sposób. Jednym co łączyło braci był dryg do myślenia, oboje potrafił stworzyć demoniczny plan w przeciągu kilku chwil. Teraz chłopcy, bo tak nazywano mężczyzn przed przejściem treningu watach, mierzyli się wzrokiem w milczeniu. Nastała długa, nieprzerwana niczym cisza, delikatne płatki śniegu zaczęły opadać z nieba, atmosfera gęstniała z każdą sekundą. Araldowi z wściekłości zadrżała warga. Jego brat jedynie uśmiechnął się lekko. Cisza ciągnęła się nieskończenie długo, aż w końcu oboje dotarli do granic swojej wytrzymałości podeszli do siebie i oboje wybuchli szczerym śmiechem.
-O Bogowie! Po co my to nadal robimy?- Zaśmiał się Hari i wytarmosił mu głowę śniegiem, już chciał zasiąść na niego okrakiem kiedy nagle dostał w skroń lodowatym grzmotem śniegu od brata, aż mu zahuczało w uszach od siły ciosu. Padł na plecy ogłuszony.
-HA! ZNOWU WYGRAŁEM!- wykrzyknął zrywając się z ziemi w geście zwycięstwa- HAHA! MÓJ PATRON MI DZIŚ SPRZYJA BRACISZKU!- wołał Arald, z radością zebrał dzisiejszy łup nie patrząc na brata który leżał twarzą do ziemi, tak jak padł. Uśmiech starszego brata zniknął tak szybko jak się pojawił- Hari?- powiedział zaniepokojony- Braciszku, wstawaj wreszcie, nie dam ci się na to nabrać.- tym razem jeszcze bardziej się zaniepokoił, przecież nie uderzył tak mocno, nie chciał uderzyć tak mocno. Harald nadal leżał z głową w śniegu, jego ramiona nie poruszyły się ani na milimetr. Starszy z braci nerwowo padł przed nim i odwrócił go na plecy aby zobaczyć jedynie jego diabelski uśmiech i śnieżkę pędzącą w jego twarz z chirurgiczną precyzją trafiając go w szparę pomiędzy szyją a futrem. Śnieg dosłownie sparaliżował Ariego na kilka chwil, tym razem to on leżał cały w śniegu
-Chyba właśnie przegrałeś Braciszku!- rzucił do młodszy brat rozmazując mu na twarzy kolejną, ogromną porcję lodowatego puchu. I tak rozpoczęła się wielka bitwa na śnieg.

Komentarze

Prześlij komentarz