Przejdź do głównej zawartości

Bracia: Morze skute lodem (Próba pnia)

Bracia: Morze skute lodem


-Prolog-
-Rozdział 1: Mleko i słój miodu-
-Rozdział 2: Próba pnia- Obecnie czytany
-Rozdział 3: Szpony- Już wkrótce!
.
.
.
Już niedługo więcej rozdziałów


Ta seria nie posiada okładki. Jeśli masz pomysł i talent to chętnie przyjmę pomoc, albo sam coś zrobię... kiedyś;)


Bracia przestraszeni milczeli, ze strachu nie potrafili wydukać słowa.
 - Myśleliście że jestem głupi, że nigdy się nie dowiem? Sądziliście że jestem tylko jednookim pijakiem, prawda?- Pod chłopakami kolana momentalnie się ugięły.- Jednak zapomnieliście że ten "jednooki pijak" jest przedstawicielem władz!- jego głos nadal był morderczo lodowaty, jednak widocznie leśnik zaczął się nakręcać.- A jednak wiedząc że polowanie bez pozwolenia jest karane i że robicie do w okolicy mojego domu łamaliście prawo nagminnie!- Wzrok ojca wyrażał więcej niż tysiąc słów, wściekłość , wstyd i... smutek. Sama świadomość że go zawiedli i skazali go na wytykanie palcami przez sąsiadów. Na matkę nawet nie potrafili spojrzeć, jej pociąganie nosem, aby powstrzymać łzy zabijała ich już wystarczająco.- Jednak muszę wam przyznać jedno. Dotychczas byliście diabelsko skuteczni, z początku nawet nie domyślałem się że ktoś w ogóle próbuje bez mojej wiedzy coś złapać.- Oni nie zwracali uwagi na tą drobną pochwałę. Pod natłokiem słów mężczyzny jedyne co mogli to spuścić wzrok i starać się zapaść pod ziemię. Harald, mimo swojej postury wydawał się teraz małym chłopcem przyłapanym na wykradaniu ciastek. Slagor wstał i kiedy wyciągał kajdanki z rzemienia powiedział kończąc tę część ich upokorzenia.- Niestety wasz talent nie zmienia tego iż jesteście przestępcami. W imieniu Trzynastu patronów oraz XX Króla Cyrydii zatrzymuję was pod zarzutem wielokrotnej kradzieży zwierzyny z lasów mi podległych.- To mówiąc skrępował obu, po czym wyszli nie mówiąc już nic, jedyne co po nich zostało to słój miodu i beczka mleka.
-_-
Dotarli na polanę z domkiem Slagora. Od jakiegoś kilometra padał śnieg, wszystko wyglądało tak pięknie. Jedynie Arald z Haraldem psuli krajobraz swoim nędznym wyglądem. Byli przemarznięci i przestraszeni. Kiedy dotarli do chatki leśnika ten rzucił ich na kolana i wszedł do środka. Nie bał się że uciekną, zbyt mocno bali się konsekwencji
 - Jesteśmy... już... martwi...- powiedział powoli Arald w pustkę niebios.
 - Czy ja wiem, w tym momencie jesteście związani.- odpowiedział mu mężczyzna z wnętrza chatki. Dopiero teraz podnieśli wzrok.
 - Co z nami będzie?- Zapytał zrezygnowany Harald. Slagor wyszedł ze swojego domu po czym oparł się o framugę trzymając w dłoniach kubek z parującym napojem. 
 - Zależy... Jeżeli nadal będziecie tak szczać po gaciach to wyślę was wraz z najbliższą dostawą drewna do miasta, chyba że...- nagle urwał podchodząc do nich- chyba że zepniecie tyłek, wykażecie się i pokażecie że jesteście mężczyznami, bo macie talent... ale teraz musicie sobie odetchnąć.- W tym momencie kopnął w nich śniegiem, po czym wrócił do domu zatrzaskując za sobą drzwi.
-_-
Minęła godzina w nerwowym milczeniu, minęła druga godzina, nadal klęczeli przed drzwiami. Już od dłuższego czasu dłonie bolały ich jakby ktoś przypalał je żelazem. W końcu Harald nie wytrzymał. Wyprostował nogi i przełożył związane dłonie przez nie.
 - Walić to, nie wytrzymam dłużej- szeptał bratu- Zaraz mi łapy odpadną od tego mrozu!- Kiedy nareszcie mógł się wyprostować westchnął z ulgi. Arald patrzył na brata jak na debila.- Co się patrzysz? Wolisz zamarznąć tu na śmierć?- szepnął do niego nerwowo.
 - Serio? Myślisz że ile tak pociągniesz jako uciekinier? Tydzień? Miesiąc? Rok? I co dalej? Chcesz zostać bandytą? Sorry, ale ja mam już dość łamania prawa na całe życie.- Harald wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia, po czym wstał prostując kręgosłup. Chwilę milczał widocznie rozważając co zrobić. W końcu westchnął i usiadł s powrotem w śniegu.
 - Czemu ty zawsze musisz mieć rację mój ty lisie.- powiedział- chociaż z drugiej strony mi przynajmniej nie odpadną ręce kiedy nareszcie coś zrobimy- ostatnie słowa specjalnie zaakcentował głośniej. Ze środka chaty dobiegła ich salwa zachrypniętego śmiechu.
 - Masz rację młody!- Zakrzyknął z wewnątrz Slagor. Arald jednak siedział dalej w tej samej pozycji, wierzgając jednak co chwilę rękoma.
 - Ari, co się tak miotasz jak z węglem w tyłku? Nie mów mi tylko że nie możesz sięgnąć za tyłek!- Wyśmiał go Harald, sam Arald nawet się uśmiechnął, lecz w jego uśmiechu była jakaś tajemnicza wyższość.- Czego się tak szczerzysz?- Spytał lekko zdziwiony mięśniak. Jak na zawołanie więzy inteligentniejszego z braci opadły w śnieg.
 - Może nie muszę nawet zniżać się do poziomu sięgania za tyłek.- Rzucił zwycięskim tonem, po czym strzelił kostkami że aż miło. Harald nie dowierzał własnym oczom, to było niesamowite. W przypływie weny sam szarpnął kilka razy przez co osłabione mrozem żyły pękły barwiąc śnieg na czerwono. Chłopak niedowierzając patrzył na krople szkarłatnego płynu ściekającego po jego rękach. Cisza trwała przez kilka długich chwil które zakończył leśnik otwierając drzwi z hukiem. Kiedy zobaczył wolne ręce Aralda jego źrenice rozszerzyły się do rozmiarów dwóch monet i podobnie do nich zabłysnęły. W jego wzroku było widać mieszaninę niedowierzania i podziwu.
 - Dobra robota młody...

Komentarze

  1. Jestem ciekawa dalszego ciągu... Będę zaglądać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz